Zgodnie z zapowiedziami wystartowaliśmy z Placa Espanya, który przywitał nas pomnikiem ku czci Hiszpanii ustawionym na środku ronda i Las Arenas - nieczynną już areną walki byków, przerobioną na nowoczesne centrum handlowe. Nasze dzisiejsze zwiedzanie rozpoczęliśmy od Poble Espanyol - "Hiszpańskiej wioski". Mając oszywiste "szczęście" do wielu obiektów przybywamy albo za wcześnie, albo za późno. I tak jest również tym razem. Od 3-go do 6-go maja w Poble Espanyol odbywają się "Dni Polskie". My jesteśmy 2-go maja 🙂 Atrakcja opisywana jako największe open air muzeum nie jest jakimś wielkim szczytem sztuki. Jednak szacunek należy oddać twórcom, którzy zrekonstruowali specyficzne budowle z prawie wszystkich regionów Hiszpanii (z wyjątkiem Wysp Kanaryjskich). Można się tam spokojnie powłóczyć i w jednym z wielu sklepików zaopatrzyć w jakieś świecidełko.
Po zapoznaniu się z tradycją postanawiamy się trochę oddać w ramiona sztuki. Tym bardziej, że za 15EUR kupiliśmy łączony bilet do Poble Espanyol i Museu Nacional D'art de Catalunya (MNAC) - Palau Nacional. Zebrana tutaj kolekcja dzieł przypadnie do gustu każdemu koneserowi sztuki, ale również osoba będąca ze sztuką lekko na bakier (tak jak ja) znajdzie tu coś dla siebie.
Z Palau Nacional udajemy się zwiedzać olimpijskie obiekty z 1992 roku. Wstęp do kompleksu jest bezpłatny, bo nie za bardzo jest za co płacić. Co prawda można wejść na station olimpijski, ale pozostałe obiekty są zamknięte. Nie zmienia to faktu, że jeżeli żar nie leje się z nieba, to jest to bardzo fajne miejsce do pospacerowania. Jeżeli jednak temperatura jest nie do zniesienia, można się schronić w jednym z okolicznych parków. Trzeba tylko uważać, bo niektóre z nich są otwarte tylko w weekendy i święta, np. Jardins de Joan Maragall, do którego chcieliśmy wstąpić, ale zatrzymała nas tabliczka "Closed".
Tak wymęczeni postanowiliśmy coś przekąsić i znaną już nam Funicular Montjuic wróciliśmy w okolice pomnika Kolumba na obiad, który okazał się tak syty, że wystarczył również na kolację. Po sjeście wybraliśmy się na króki trip po zlokalizowanych niedaleko apartamentu sklepach (głównie dla kobiet), a także zaliczyliśmy nocną wizytę na plaży. Suma summarum dzisiaj w nogach ok. 20km.
Jutro w planach m.in Tibidabo.
Dzień 2 - 2012/05/01 <----------------------> Dzień 4 - 2012/05/03
kurcze… wpisałem sie pod reklamą… więc tutaj też wpisuję, że ładnie, ładnie!!!!
To nie jest byle jaka reklama, to domki naszej Cioci.
Barcelona, to trochę inna bajka, niż Wasza Szkocja, ale też fajna 🙂
trochę to nudnawe! nie stać cię było na taksówkę? Mnie nie zaimponowałeś bo w Barcelonie byłem kilka razy i znam ja jak własną kieszeń.