Japonia 2012 – dzień 4 – Kyoto

Kioto

Miała być Nara, a wyszło Kyoto. Dlaczego? Po prostu przyglądając się do późnego wieczora jak rośnie oglądalność bloga, rano najzwyczajniej w świecie zaspałem. Tzn. wstałem na tyle późno, że doszedłem do wniosku iż lepiej będzie pojechać 24 minuty do Kyoto, niż godzinę do Nary. Miałem w planach wracająz z Nary połazić jeszcze po Osace.

Tak więc wsiadłem sobie rano w Rapid Express, który jedzie z lotniska Kensai do Kyoto. Przy okazji zająłem miejsce w wagonie z rezerwacją miejsc, bez załatwionej miejscówki. Na szczęście pan konduktor tylko sprawdził JRPass i nie wnosił uwag.

Po 24 minutach znalazłem się na wielkim dworcu w Kyoto. Pierwsze kroki skierwałem (i tak wszystkim radzę) do informacji turystycznej, gdzie zaopatrzyłem się w plan miasta i dzienny bilet na autobusy (500 YEN). Można też kupić autobusy + metro za chyba 1200 YEN, ale ten tylko na autobusy w zupełności wystarcza. Koniecznie należy też zabrać mapkę z liniami autobusowymi, bo bez tego ani rusz. Na przystankach same szlaczki (z wyjątkiem nazwy przystanku, która jest także po angielsku).

A teraz trochę o autobusach. Po największych atrakcjach rozwożą gości autobusy linii 100, 101 i 102. Wchodzi się tylnym wejściem, a wychodzi z przodu, kasując jednocześnie bilet. Można również zapłacić gotówką. 220 YEN za przejazd. Jeżeli nie ma się odliczonych pieniędzy, to przy kierowcy jest również automat rozmieniający. Koło głowy kierowcy jest wyświetlacz, który pokazuje następną stację. W "krzaczkach" i alfabecie łacińskim. Oprócz tego przemiła japonka myczytuje nazwę stacji w swoim języku ojczystym. Ale... przed stacją, niedaleko której znajduje się atyrakcja turystyczna, jest również informacja po angielsku.

Co do zwiedzania, to przeceniłem swoje możliwości poruszania się pieszo po Kyoto i niestety niestarczyło mi czasu na dwie główne atrakcje - Kyoto Imperial Palace i Nijo Castle. Ale to nic. Będzie po co wracać. To co zobaczyłem i tak było piękne.

Właściwie tylko wymienię, bo opisy są w przewodnikach, a wszystko to co dzisiaj zobaczyłem jest warte zobaczenia. Nawet, jeżeli trzeba poruszać się w tłumie wycieczek szkolnych i całego mnóstwa dorosłych japończyków.

  1. Kiyomizudera Temple - wstęp 300 YEN - jak podaje mój przewodnik "dla Japończyków >>skok z werandy w świątyni Kiyomizu<< oznacza brawurę".
  2. Yasaka Pagoda.
  3. Chram Yasaka.
  4. Chion-in Temple.
  5. Chram Heian Jingu.
  6. Ginkakuji Temple (Srebrny Pawilon) - wstęp 500 YEN.
  7. Kinkakuji Temple (Złoty Pawilon) - wstęp 400 YEN.
  8. Kyoto Imperial Park.
  9. Chram Fushimi Inari-Taisha.

Ani w Srebrnym, ani w Złotym Pawilonie nie można używać statywów, więc trzeba znaleść sobie kogoś, kto zrobi nam zdjęcie.

Słynący z 4-rokilometrowiej ścieżki z bram Torii Chram Fushimi Inari-Taisha mieści się w przeciwnym kierunku niż reszta atrakcji. Można tam dojechać autobusem nr 5 ze stacji Kyoto (tak zrobiłem ja) lub subway'em. Ale najlepszy sposób to przejechać 2 stacje kolejką JR w kierunku Nary. Stacja wysiadkowa znajduje się dokładnie na wprost wejścia do świątyni. Taką wybrałem drogę powrotną.

Na podsumowanie powiem tylko, że jestem "zajechany" jak koń po westernie, a zobaczyłem stosunkowo niewiele. Spędziłem w Kyoto 10 godzin, zrobiłem mnóstwo kilometrów pieszo i autobusami. Ale było warto. Jednak jeden dzień to za mało. Trzeba tu wrócić. Żoncio, jeżeli czytasz te słowa, to już możesz się pakować 🙂

Aha, powrót do Shin-Osaki zafundowałem sobie Shinkansenem. Trwa tylko 15 minut. A co. Jak można jechać szybko i wygodnie, to po co gnieść się w wolnej kolejce podmiejskiej?

start || dzień 1 || dzień 2 || dzień 3 || dzień 4 || dzień 5 || dzień 6 || dzień 7 || dzień 8 || podumowanie