Cabo Espichel, Sesimbra, Partinho da Arrabida – Portugalia dzień 5

Cabo Espichel Dzisiejszy dzień postanowiliśmy spędzić w nieodległych okolicach naszego hotelu. Pierwszy punkt programu to przylądek Cabo Espichel. Dojeżdżając do końca drogą asfaltową naszym oczom ukazały się dwie budowle. Pierwsza, to kościółek z początku XVIII-go wieku, którego dziedziniec otoczony jest starymi celami, w których mieszkali pielgrzymi. Niestety wszystkie cele mają zamurowane okna i drzwi, więc nie można ich zwiedzić. Tylko w jednej celi mieści się sklepik z pamiątkami. Sam kościółek jest bardzo malowniczy, niestety obowiązuje w nim zakaz fotografowania i stróżująca pani to egzekwuje. Za kościółkiem można jeszcze odnaleźć małą, zamkniętą kapliczkę wotywną. Całość położona jest na skraju niezabezpieczonego klifu. Żeby zobaczyć z bliska drugą budowlę - latarnię morską, należy zjechać z asfaltu i przejechać kilkaset metrów drogą szutrową. Latarnia jest czynna (widzimy jej światło co wieczór z hotelu), niestety nie można jej zwiedzać. Jednak samo jej położenie na skraju klifu powoduje, że można poświęcić kilka minut i obejrzeć ją z bliska. Być może komuś uda się spotkać mieszkającego tu latarnika, który pozwoli z bliska zobaczyć swoje miejsce pracy. Sesimbra Wracając z Cabo Espichel należy zatrzymać się w portowej miejscowości Sesimbra. W przewodnikach piszą o fajnym porcie, jednak na nas zrobił on nienajlepsze wrażenie. Generalnie nie ma czego oglądać, w przeciwieństwie do górującego nad miastem zamku. Do dzisiaj jest to chyba najlepsza z odwiedzonych przez nas fortyfikacji. Zaznaczona na mapce trasa zwiedzania obejmuje na początku kościół. Z całą pewnością kościół, choć pierwsze wrażenie może być mylne. Jest to chyba jedyna świątynia w całości wyłożona wewnątrz płytkami w kolorach biało-niebieskim. Na pierwszy rzut oka wygląda jak łaźnia. Dalej droga prowadzi wzdłuż murów do jednej z baszt. Jest nam zorganizowana wystawa dotycząca zamku. Z baszty obchodzi się zarośnięty drzewami dziedziniec idąc po murach obronnych. Wokół roztaczają się fantastyczne widoki. Niestety zdjęcia nie oddają prawdziwego wrażenia. Naprzeciw drugie baszty można zejść na lokalny, niewielki cmentarz zlokalizowany w obrębie murów obronnych. Daty na nagrobkach świadczą, że pogrzeby odbywają się tam do dziś, ale dotyczy to chyba tylko rodzin wielopokoleniowych, których członkowie już tam spoczywają. Generalnie będąc w tych okolicach nie można pominąć tej atrakcji. Wstęp na zamek ? bezkosztowy. Partinho da Arrabida Dojazd do tego miejsca to jest naprawdę fantastyczne wydarzenie. Po zjeździe z drogi głównej poruszamy się po serpentynach w dół. W kilku miejscach znajdujemy znaki mówiące o tym, że w sobotę i niedzielę, w godzinach od 9 do 19 droga ta jest zamknięta dla ruchu kołowego. Bardzo nas to zaintrygowało, ale zagadka się wyjaśniła zaraz po zapaleniu się zielonego światła (a właściwie pulsującego żółtego - oznaczającego naprzód). Ostatnie kilkaset metrów pokonuje się wąską (tylko na jeden samochód) drogą o dość znacznym nachyleniu. Jednak, to co ukazuje się na końcu sprawia, że niektórym otworzyły się usta ze zdziwienia. Kilka domków, dwie lub trzy restauracje i strzeżona plaża z czystą wodą, a wokół skały. Świetna sprawa. Parking na dole jest płatny i kosztuje 1,5 EUR. Na plaży 2 łóżka + parasol = 8 EUR. Można poleżeć, popływać, napić się lub zjeść, a następnie udać się w drogę powrotną. I tutaj koniecznie nie należy skręcać w lewo na Lizbonę, ale w prawo na Setubal. Droga prowadzi krętymi serpentynami, a jej najwyższy odcinek ulokowany został na grzbiecie Serra da Arrabida. Panorama okolic fantastyczna. Podsumowanie Dzisiaj najkrótsza z naszych tras samochodowych. Zrobiliśmy około 160 km. Jednak krótka nie oznacza kiepska. Dla nas to był jeden z najfajniejszych dni. Były i kościółki, i ruiny oraz plaża, słońce i woda. Praktyczne informacje:
  • - zamek w Sesimbra - bezpłatny,
  • - parking przy plaży w Sesimbra - 2 EUR,
  • - parking w Partinho da Arrabida - 1,5 EUR
 

Zobacz dzień czwarty                              Zobacz dzień szósty

Czytaj więcej

Montemor-o-Novo, Evora, Monsaraz, Estremoz – Portugalia dzień 4

Montemor-o-Novo Dzień rozpoczęliśmy jazdą autostradą - azymut Evora. Ponieważ jednak widoki z autostrady są nijakie i monotonne szybko z niej zjechaliśmy. Krótko po zjeździe ukazało nam się wzgórze "ukoronowane" ruinami. Oglądamy? Jasne, przecież mamy czas. Miejscowości Montemor-o-Novo próżno szukać w przewodnikach. Całkowicie niesłusznie. Niewielkie miasteczko, z wąskimi uliczkami i zabudową typowo portugalską. Niestety rozwój miasteczka poszedł trochę w innym kierunku i widać na "starym mieście" odciśnięty ząb czasu. Mimo to warto jest zjechać z głównej drogi i zatrzymać się, choć na chwilę. Pospacerować uliczkami, wypić kawę, a na koniec wspiąć się na ruiny XV-wiecznego zamku. Zwieńczeniem wyprawy jest wspaniały widok na leżące u podnóża miasteczko i piękna panorama pagórkowatego terenu. Evora To jedna z najsłynniejszych portugalskich miejscowości. Otoczona murami obronnymi starówka wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Całą atrakcję trochę psuje fakt, że starówka nie jest wyłączona z ruchu kołowego, więc jedząc lunch w jednej z knajpek na Praca de Giraldo można nawdychać się sporo spalin. Również kelnerzy ekwilibrystycznie biegają między samochodami nosząc dania ze swoich restauracji do stolików usytuowanych na środku placu. Nie umniejsza to jednak piękna, które można tu spotkać na każdym kroku. Wąski uliczki, dekorowane domy. A i kiczu (handlowego) nie ma za dużo. Głównym punktem odwiedzin jest oczywiście Se (Katedra), której zwiedzanie niestety jest płatne. Dostępnych jest kilka wersji biletowych, więc można wybrać wariant dla siebie. My wybraliśmy wariant "rozszerzony" i za 3,50 EUR mogliśmy zobaczyć: - taras widokowy, a właściwie dach katedry, na który prowadzą wąziutkie (brak możliwości minięcia się wchodzących i schodzących), bardzo kręte schody. Fajny punkt do uwiecznienia na zdjęciu panoramy Evory. Dodatkowa atrakcja - uderzenie dzwonu z odległości ok. 1,5 m - uuuuuuuuuufff, - gotycki krużganek - świetne miejsce by na chwilę schować się przed wysoką temperaturą (chyba dzisiaj służy głównie temu, bo zaraz przy drzwiach stoi całkiem współczesny automat z napojami chłodzącymi). Obchodząc krużganek można natknąć się na cztery kamienne grobowce, w których pochowani są dawni biskupi. Na przeciwko schodów wejściowych znajduje się wejście na dach krużganki, - katedrę "właściwą" - na nas zrobiła ogromne wrażenie, zresztą jak każda świątynia, szczególnie z tamtego okresu. Ponieważ Evora kościołami stoi odwiedziliśmy również kościół Św. Antoniego, z którego nas przepędzono, bo trwało chyba mycie posadzki oraz kościół Św. Franciszka, z którego też nas delikatnie wyproszono ze względu na przerwę "obiadową". Nie zwiedzaliśmy położonej tuż obok Kaplicy Kości, bo podobną "wystawę" widzieliśmy już w czeskiej Kutnej Horze i na czas jakiś wystarczy. Było pewnie jeszcze wiele miejsc do zobaczenia, ale ... Evora - przydatne informacje: - Katedra czynna - lato: 9 - 17:30, zima: 9 - 12:30 i 14 - 17 [17 czerwiec to jeszcze zima (sic!!!)], - Katedra wstęp: 1,5 EUR tylko Katedra, 2,5 EUR Katedra i krużganek, 3,5 EUR Katedra, krużganek i taras, - Kaplica Kości wstęp 2 EUR, czynna jak Katedra, - parking w obrębie murów starówki płatny, lepiej zaparkować na jednym z wielu parkingów poza murami (bezpłatnie), - jedzenie na starówce raczej drogie, np. sałatka z tuńczykiem (sałata, pomidory, cebula, konserwowe pieczarki, tuńczyk) 12,8 EUR, coca-cola 0,33 puszka 2,4 EUR, piwo 0,4 butelka 3,5 EUR. Monsaraz Najbardziej urokliwe miejsce dnia dzisiejszego. Wieś położona niedaleko granicy z Hiszpanią, której centralnym punktem jest zamek z XIII wieku - niegdyś twierdza templariuszy. Życie za murami toczy się jakby innym rytmem, a przed domami można spotkać mieszkańców w wieku niewiele młodszym niż same ruiny 🙂 W centralnym punkcie zbudowano kościół, a vis a vis niego za niepozornymi drzwiami znajduje się urocza kapliczka. Stojąc twarzą do kościoła po prawej stronie, wśród zabudowań fortyfikacyjnych znajduje się chyba najstarsza arena do walki byków (podobno używana jeszcze od czasu do czasu). Z warownych baszt rozpościerają się przepiękne widoki na nieodległe tereny zalewowe i równie bliską Hiszpanię. Estremoz Nie wiem czy to już zmęczenie całym dniem zwiedzania, ale właśnie to miejsce jest naszym dzisiejszym największym zawodem. Z całą pewnością można znaleźć tutaj kilka atrakcji, jednak główna z nich, zamek z XIII wieku został przerobiony na Pausadas, więc oglądanie go nie było możliwe. Kaplica Św. Izabeli Aragońskiej jest czynna tylko do 17-tej, więc i tego punktu nie zaliczyliśmy. Uwieczniliśmy na zdjęciu marmurowy pomnik Św. Izabeli i udaliśmy się w drogę powrotną. ------------------------------------------------------ Podsumowanie Dzisiaj licznik wybił prawie 430 km. Evorę trzeba zobaczyć, podobnie jak Monsaraz. Można również odwiedzić kilka innych zamków, które górują nad prawie każdą z wiosek położonych na trasie Monsaraz - Estremoz. Dzień zaliczmy do bardzo udanych.  

Zobacz dzień trzeci                              Zobacz dzień piąty

Czytaj więcej

Aljezur, Sagres, Lagos, Silves – Portugalia dzień 3

Aljezur Dzisiejszy dzień poświęciliśmy na Portugalię południowo-zachodnią. Pierwszym punktem postojowym była miejscowość Aliezur. Fajne miasteczko, nad którym górują ruiny zamku z XI w. Prowadzi do nich dość strome podejście, więc jako palacz trochę się zasapałem. Ruiny, jak ruiny. Całe w rozsypce i zarośnięte trawą. Natomiast z samego szczytu rozpościera się piękny widok na okolice. Informacje praktyczne: - wstęp: bezpłatny, - parking: bezpłatny, - można coś przekąsić i zaopatrzyć się w "pamiątki". Praia do Casteljo Odbijając na zachód w miejscowości Vila do Bispo można trafić na przepiękną plażę otoczoną wysokimi klifami. Niestety wzburzony ocean powoduje, że kąpiel w tym miejscu jest raczej niebezpieczna. Natomiast miłośnicy surfingu poczują się tutaj jak w RAJU. Plaża jest strzeżona. Jest tu również knajpka, w której można przekąsić mały lunch. Dojazd do plaży prowadzi dość stromą, wąską drogą, więc spotkanie dwóch aut jadących w przeciwnych kierunkach może być ekscytującym przeżyciem. Sagres i Cabo de Sao Vincente Ni mniej, ni więcej tylko najdalej na południowy-zachód wysunięty przylądek Europy. Zakończony latarnią morską, której, jak mówią przewodniki, 30kW żarówki rzucają światło na odległość 90 km. Będąc w tym miejscu można zdobyć certyfikat odwiedzenia tego przylądka. Jak to zrobić? Wystarczy w budzie z napisem "Letzte Bratwurst vor Amerika" kupić "bułę z kiełbachą" za 3 EUR. Tyle wystarczy 🙂 Z przylądka Św. Vincenta do Sagres prowadzi droga biegnąca szczytem klifu. Można się co kawałek zatrzymać i podziwiać przepiękne widoki. Wyjeżdżając z Sagros można zahaczyć o Fortaleza de Sagres - XVII wieczną twierdzę. Wstęp 3 EUR. Lagos To typowo turystyczne miasteczko z fają starówką usianą wąskimi uliczkami (nie tak wąskimi jak starówka w Rodos, ale podobieństwo widać). W uliczkach ulokowało się całe mnóstwo różnej maści knajpek, więć można spróbować kuchni gospodarzy, ale również chińszyzny, czy "włoszczyzny" 🙂 Jak na miasto turystyczne od razu widać wzrost aktywności przenośnych straganiarzy z Afryki, ulicznych fryzjerek plecących warkocze, czy stoisk z "pamiątkami". Nasz pobyt tutaj trwał tylko niespełna 2 godziny (z obiadem), więc zobaczyliśmy niewiele, ale z całą pewnością będąc na wczasach w Faro, trzeba Lagos odwiedzić. Silves W drodze powrotnej postanowiliśmy odwiedzić jeszcze Silves. Miasteczko szczycące się posiadaniem murów zamku zbudowanego z czerwonego piaskowca oraz XIII-wiecznej katedry. Niestety pora dnia (po 19-tej) spowodowała, że obie atrakcje były już zamknięte. Obeszliśmy się smakiem. --------------------------------------------------- Podsumowanie Dzisiaj pokonaliśmy prawie 650 km. Jadąc "tam", czyli na południe wybraliśmy trasy lokalne.  Pozwalają one dynamicznie zmieniać plan, choć są trochę bardziej czasochłonne. Trasę powrotną Lagos - Lizbona pokonaliśmy już autostradą. Ruch na autostradzie był bardzo znikomy, więc szybko się uwinęliśmy. Dlaczego było pustp? Dowiedzieliśmy się przy bramkach. Za odcinek 202 km, licznik wskazał 17,90 EUR !!! Teraz już wiemy dlaczego w Portugalii tylko turyści jeżdżą autostradami.  

Zobacz dzień drugi                              Zobacz dzień czwarty

Czytaj więcej

Fatima, Batalha, Alcobaca – Portugalia dzień 2

Fatima Zwiedzanie Portugalii rozpoczęliśmy od najsynniejszego portugalskiego Sanktuarium Maryjnego w Fatimie. Muszę przyznać, że wcześniejsze informacje od znajomych o wszechobecnej komercji były mocno przesadzone. Jest co prawda sporo różnego typu "butików" z dewocjonaliami mniej lub bardziej kiczowatymi, ale przesady nie ma. Wszystko jest jednak bardzo drogie. Jesteśmy przed sezonem i zaraz po 13-stym, więc ludzi nie za dużo. Małe kłopoty z parkowaniem blisko Sanktuarium, ale za drugim podejściem znalazło się wolne miejsce. Cena parkingu 10 centów/12 minut. Maksymalnny czas parkowania 2 godziny = 1 EUR. Trochę to utrudniało sprawę, bo trzeba było parking odnowić, ale to nie jest wielka niedogodność. Wykorzystaliśmy okazję i uczestniczyliśmy we Mszy Św. w Bazylice. Msza po porugalsku, niewiele można rozumieć, ale... dwa zaskoczenia. Pierwsze - Pani śpiewająca psalmy również dyryguje wiernymi. Drugie - kobiety jako Szafarze Najświętszego Sakramentu rozdające Komunię Św. U nas tego chyba jeszcze nie ma. Oczywiście jak wszyscy pielgrzymi spaliliśmy w wielkim ognisku świecę wotywną. Inni palili różne woskowe części ciała - uszy, ręce nogi, a nawet jelita. Podsumowując Fatima bardzo przypadła nam do gustu i pewnie tu jeszcze wrócimy. Batalha Wracając z Fatimy postanowiliśmy zwiedzić Batalhę, której główną atrakcją jest Mosteiro de Santa Maria da Vitoria. Ogromną budowlę widać z drogi, więc trafić do niej nietrudno. Jest to dawny klasztor Dominikanów wzniesiony przez króla Joao I, który dumnie strzeże swojego dzieła siedząc na koniu na posągu przed kompleksem. Zwiedzaliśmy tylko pomieszczenia ogólnodostępne, ponieważ cena za wejście do jakichś atrakcji wynosiła 6EUR. Alcobaca Zwieńczeniem turystycznego dnia była Alcobaca. Miejscowość słynie z wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO dawnego opactwa Cystersów Monasteiro de Santa Maria. Tutaj również "wjazd" kosztował 6 EUR, więc zwiedziliśmy tylko to co za free. Monumentalna budowla robi ogromne wrażenie. Surowy klimat powoduje, że człowiek duchem przenosi się do roku początku XII wieku. Polecamy. To trzeba zobaczyć. Po więcej szczegółów odsyłam do przewodników i internetu. Wszystkie trzy miejsca zabrały nam sporo czasu, więc trzeba było zakończyć zwiedzanie na dzisiaj. Ponieważ rano nie korzystaliśmy z płatnych autostrad, więc AutoMapa prowadziła nas drogami porównywalnymi do polskich. Drogę powrotną postanowiliśmy przejechać nieco szybciej i wyruszyliśmy trasą płatną. Nie była płatna w całości tylko 2 odcinki, więc za około 100 km zapłaciliśmy 6,55 EUR (ile było płatnych km nie pamiętam - sorry). ------------------------------------------------------------- Informacje praktyczne: - parking w Fatimie 1 EUR/godz. - wejście do Monastyru w Batalha - 6 EUR - wejście do Monastyru w Alcobaca - 6 EUR - paliwo 95 na autostradzie - 1,599 EUR/litr !!!!! - espresso z mlekiem w Fatimie - 0,60 EUR - przejazd przez most Ponte 25 de Abril w Lizbonie - 1,45 EUR (płatne tylko przy wjeździe do miasta) Jutro ciąg dalszy zwiedzania. Trasę właśnie opracowywuje żona 😉 Zobaczymy.  

Zobacz dzień pierwszy                              Zobacz dzień trzeci

Czytaj więcej

Portugalia – dzień 1

No to zalecieliśmy na miejsce. Loty POZ-FRA-LIS punktualnie, bez turbulencji, wszystko OK. Na miejscu mieliśmy zarezerwowany samochód. Pan z wypożyczalni (jak to południowiec) spóźnił się ok. pół godziny. Dostaliśmy Mitsubishi - chyba tylko takie mają, bo Pani przed nami dostała takiego samego. Szybko i sprawnie dzięki AutoMapie dostaliśmy się do naszego hotelu Melia Aldeia dos Capuchos. Fajna Pani recepcjonistka dała nam klucze i ... pierwszy zgrzyt. Pokój wygląda na używany, tzn. nie jest posprzątany. Mała reklamacja i nowy pokój już jest OK. Pokoje są wyposażone w aneksy kuchenne, więc można się poczuć jak w domu. Niestety wszystkie szafki ze sprzętami pozamykane na klucz. Kolejna drobna reklamacja i już mamy "cudowny kluczyk" otwierający wszystko:) Po małym odpoczynku pojechaliśmy do miasteczka zrobić jakieś zakupy. Generalnie jak na razie miesteczko nie zrobiło zbyt dobrego wrażenia, jest trochę brudno. Ale to nic, przecież z chodnika nie jemy 🙂 Po zakupkach drobny spacer nad oceanem. I tu niespodzianka. Pierwszy raz chodząc po plaży czyłem smak soli w ustach. Fale ogromne, raj dla surferów. Zresztą jest ich tutaj sporo. Na dzisiaj tyle. Jutro pewnie trochę pojeździmy.  

Zobacz przygotowania                              Zobacz dzień drugi

Czytaj więcej