Wspomnienie wizyty w Madrycie – część pierwsza (#6)

Niestety nie udała się relacja Live. Głownie z powodu wieczornego lenistwa po całodziennym chodzeniu, a także z chęci odpoczynku od komputera - codziennego narzędzia pracy i rozrywki. Będzie więc retrospekcja 🙂 Dzięki milom z programu Miles&More  zostaliśmy "dostarczeni" na miejsce przez narodowego przewoźnika z zza naszej zachodniej granicy, nie ponosząc przy tym żadnych kosztów. Wylot o 6:25 z Poznania, godzinna przesiadka w Monachium i o 11:25 jesteśmy na Półwyspie Iberyjskim. Wita nas słoneczko, które w Wielkopolsce dawno nie było widziane. Temperatura trochę nie hiszpańska, ale 12-14 stopni to i tak prawie 20 stopni różnicy w odniesieniu do temperatury, którą żegnaliśmy Poznań. Nie jest źle. W Madrycie do centrum można się dostać metrem i z tej opcji korzystamy. Co prawda przy opuszczaniu lotniska cena biletu wzrasta o 3 euro, ale jest to chyba najwygodniejszy sposób dotarcia do naszego hotelu. Tylko dwie przesiadki, 50 minut jazdy, 250 metrów spaceru, szybki check-in i możemy się rozgościć w naszym "apartamencie". Hotel nowy (oddany w styczniu) więc wszystko jest czyściutkie i gotowe do goszczenia nas przez najbliższe 5 nocy. Zostało nam jeszcze pół dnia. Nie marnujemy więc czasu i wyruszamy na mały rekonesans. Wsiadamy w najlepszy (choć w Polsce chyba nie doceniany) środek transportu i po siedmiu stacjach wychodzimy na powierzchnię na Puerta del Sol - samym sercu miasta. Szwędanie się bez celu po takim mieście jak Madryt też ma swoje zalety. Jest tak wiele zakątków, uliczek i miejsc, że można się zgubić. Puerta del Sol Najlepszy drogowskaz - żołądek - prowadzi nas do Museo del Jamon. Kanapka z szynką za 1,5 euro + cortado za 1,2 euro pozwalają uzupełnić zawartość układu trawiennego, w którym dotychczas znajduje się tylko jedzenie "lotnicze". Przy okazji można popodziwiać słynne hiszpańskie szyneczki wiszące w równych rządkach. W czasach, gdy w hiszpańskich knajpkach nie obowiązywał jeszcze zakaz palenia, szynki te były dodatkowo wędzone (przez palaczy), teraz są "tylko" suszone. Museo del Jamon Krążąc po ulicach Madrytu - tych głównych i tych mniejszych - docieramy do jednego z wielu madryckich ogrodów. Parque del Retiro. Pomimo zimy można park jest bardzo zielony. Dodatkowo przygrzewające słońce powoduje, że przysiadamy na ławce i wystawiamy nasze blade twarze w kierunku źródła ciepła i światła. Park jest tak duży, że poszczególne alejki mają swoje nazwy. Można w nim spędzić pewnie i pół dnia. Z dala od miejskiego zgiełku (chociaż w centrum miasta), z dala od telefonów, maili, FB. Tylko my, natura... i biegacze 🙂 Jak pięknie musi być tu wiosną? Parque del Retiro Parque del Retiro Parque del Retiro. Czas biegnie szybko. Szczególnie w tak "pięknych okolicznościach przyrody". Dzień kończymy jeszcze wizytą na głównym dworcu kolejowym (tym samym, na którym w 2007 roku był zamach terrorystyczny). A co ciekawego może być na dworcu? Różne rzeczy. Na tym na przykład jest palmiarnia. Niestety chyba w trakcie sprzątania, więc mogliśmy ją obejść tylko na około, ale i tak fajna 🙂 Madrid Puerta de Atocha Tak nam minął dzień pierwszy - to be continued...
Przydatne informacje:
10-cio przejazdowy bilet na metro - 12,20 euro
bilet jednorazowy 1,50 - 2,50 euro - i tutaj trochę cwaniactwa 🙂 - kupując bilet jednorazowy trzeba podać stację docelową; w zależności od odległości cena rośnie; jednak nie trzeba "kasować" biletu przy wyjściu (tak jak np. w Tokyo) więc można kupić bilet najtańszy i pojechać w dowolne miejsce
bilet jest sprawdzany przy wysiadaniu na lotnisku, więc nie da się uniknąć dopłaty w wysokości 3 euro podczas podróży z/na lotnisko