Krótkie podsumowanie 2014

Rok 2014 pod względem podróżniczym był dla mnie kiepski... To pierwsza myśl, która przebiegła mi przez głowę, gdy natrafiłem na podsumowanie podróżnicze 2014 roku na blogu kasai.eu. Biorąc pod uwagę "wyczyny" Kasi, Marka i Malwinki, to rzeczywiście nie ma się czym chwalić 😉 Niestety moja obecna praca jest dość absorbująca i pod tym względem nie ma mowy (przynajmniej na razie) o planowaniu podróży z dużym wyprzedzeniem. Nie ma też mowy (mam nadzieję, że również na razie) na jakieś dłuższe wypady. Ale czy rzeczywiście było tak źle? Chyba jednak nie... Przedłużone weekendy sprzyjają podróżom do miejsc nieodległych, które zazwyczaj odkładane są "na później". Jest to w sumie zgodne z moim mottem: "Latajmy daleko póki jesteśmy młodzi, najbliższe okolice zwiedzimy jak już będziemy mieli mniej sił". W tym roku jednak zrobiliśmy mały wyjątek. Berlin, do którego mamy bliżej niż do Warszawy zawsze leżał w gestii naszych zainteresowań. Postanowiliśmy więc skreślić kolejne miasto z naszych podróżniczych celów i odwiedziliśmy stolicę naszych zachodnich sąsiadów podczas przedłużonego weekendu z okazji Bożego Ciała. Niestety z tego wyjazdu nie ma relacji, ani nawet galerii z powodu zwykłego lenistwa (mojego). Nie mniej odwiedziliśmy wszystkie najważniejsze punkty, z których Berlin słynie. Wakacje spędziliśmy na Sardynii. Wielokrotnie czytaliśmy w różnych podróżniczych publikacjach, że ta włoska wyspa jest jedną z najpiękniejszych wysp europejskich. I jak? Chyba możemy podzielić tą opinię. Co prawda podczas tygodniowego pobytu nie udało nam się objechać całej wyspy, ale to co zobaczyliśmy pozwala nam polecić Sardynię każdemu, kto ma ochotę poleżeć na plaży, skosztować wspaniałej kuchni włoskiej/śródziemnomorskiej czy odwiedzić krypty znajdujące się praktycznie w każdym kościele. Jeżeli dołączymy do tego podziwianie nuragów zarówno z bliska, jak i z ciągnących się kilometrami górskich serpentyn, to można powiedzieć, że na Sardynii nie można się nudzić. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Sardynia

Przeglądając zdjęcia z 2014 roku znalazłem też folder "Sopot 2014" co przypomniało mi, że jedną z czerwcowych niedziel spędziliśmy w Trójmieście. Wizyta u naszej studentki była okazją do wspomnień. Podróżą w czasie do pierwszych spacerów po sopockim molo (gdy Bałtyk był zamarznięty do połowy długości mola), wspomnień pierwszych wizyt w oliwskim zoo, czy spacerów pod czujnym okiem Neptuna. Co poza tym? Głownie podróże służbowe za kółkiem służbowego auta.. 🙁 A jakie plany na ten rok? Na razie tylko jedna zaplanowana podróż. Do Rzymu. Mała, rodzinna wycieczka na przełomie kwietnia i maja. Czy będzie coś więcej? Na pewno...

Czytaj więcej

Berlin, tak blisko…, a nieznany

berlinOj nie ma czasu na podróże 🙁 Szczególnie na te dłuższe. W związku z tym trzeba wykorzystywać każdą okazję, żeby wyrwać się z domu. Chociaż na kilka dni. I taka oto okazja nadarzy się już niedługo. Niestety bilety lotnicze kupowane z krótkim wyprzedzeniem nie należą do najtańszych. Ale kto mówił, że zawsze trzeba latać? (Chociaż chciałoby się 😛 ). Korzystamy z alternatywnego źródła transportu - samochodu.

Cel podróży: Berlin

Chociaż z Berlinem dzieli nas podobny dystans jak z Warszawą, to jeszcze nigdy tam nie byliśmy. Nie licząc dwóch wizyt na lotnisku. Czas nadrobić zaległości. Spędzimy tam 4 dni. Tylko tyle i aż tyle. Wystarczy, żeby odłożyć sprawy bieżące na drugi plan i trochę poszwędać się po niemieckich ulicach.

Relacja jak zwykle będzie...

P.S. A już niedługo wakacje. I turystyczno-leżakowy wyjazd na Sardynię.

Czytaj więcej

Jesienny Istambuł

  Zawirowania w życiu zawodowym spowodowały, że w tym roku nie było za dużo czasu wolnego, który można byłoby poświęcić na podróże. Niemniej krótki okres bezrobocia w pierwszym kwartale zaowocował biletami do Istambułu. Miasta, w którym byłem już wielokrotnie, ale wielokrotnie mogę również do niego wracać. Lecimy na krótko. Krótko, ale w gorącym ostatnio okresie zawodowym, każdy dzień spędzony z dala od komputera jest na wagę złota. Ten wyjazd będzie wyjątkowy z powodu kilku "pierwszych razów": - pierwszy raz lecimy tureckimi liniami Pegasus, - pierwszy raz będziemy lądować w azjatyckiej części Istambułu na lotnisku Sabiha Gökçen, - pierwszy raz lecimy w grupie siedmioosobowej. "Kierownikiem" wyprawy jestem ja. Ostatnio byłem w IST dokładnie 2 lata temu. Mam nadzieję, że zamieszki na Taksim są już przeszłością.

Czytaj więcej

Japonia 2013 – dzień 8 – Tokyo

Ostatni cały dzień w Tokyo. Jutro już powrót, ale na razie o tym nie myślimy. Na początek zrezygnowaliśmy z hotelowego śniadania. Było niejadalne. Wybraliśmy się za to do okolicznej piekarni i uraczyliśmy się ciepłymi krosantami i kawką. A dalej już Tour de Tokyo.

Na pierwszy ogień idzie jedna z najbardziej znanych tokijskich świątyni - Sensoji Temple [Stacja metra G19, A18]. A jak jedna z najbardziej znanych, to i jedna z najbardziej obleganych. Tłumy witają nas już na stacji Asakusa i równo prowadzą do świątyni. Wśród stoisk z różnymi "pamiątkami" i czymś "na ząb". W jednej z okolicznych mniejszych świątyń trafiamy chyba na zdjęcie ślubne. Pan fotograf ustawia wszystkich długo i dokładnie, z namaszczeniem układając każdą fałdkę na strojach. Efekt ... na załączonym obrazku. Z tego miejsca podziwiamy również Tokyo Sky Tree.

Dalej, wykorzystując nasz całodzienny bilet na metro, udajemy się w kierunku Tokyo Tower [Stacja metra H05]. Podobieństwo do wieży Eiffla uderzające. Wjeżdżamy tylko na pierwszy poziom, bo czas oczekiwania na drugi wynosi 65 minut. Darujemy sobie. Przy okazji - wjazd na drugi poziom jest dodatkowo płatny, a bilety kupuje się już na pierwszym poziomie.

Niedaleko Tokyo Tower znajduje się Zojoji Temple przy której znajduje się aleja małych pomników upamiętniających dzieci aborcyjne. Wszystkie pomniczki poubierane w czapeczki i sukienki. Każdy dzierży wiatraczek. Niektóre chyba stoją tu bardzo długo, bo ich czapeczki porosły mchem.

Z tego miejsca już niedaleko do Monja Street [Stacja metra Y21, E16 - wyjście 7]. Ulica, na której zlokalizowane jest ponad 70 knajpek oferujących Monjayaki. Danie podobne do okonomiyaki, ale bez naleśnika. Co ciekawe, wszystkie restauracje oferują tylko stoliki wyposażone w pogrzewane blaty. Danie przyrządza się samemu. Jak ktoś nie za bardzo potrafi (tak jak my), to na szczęście można skorzystać z pomocy. My trafiliśmy do restauracji, w której mogliśmy z jedną z "kelnerek" porozmawiać w cywilizowanym języku - po rosyjsku.

Kolejnym punktem dnia było dotarcie do tokijskiej Statuy Wolności. Jakoś w przewodniku nie bardzo mogłem znaleźć drogi, więc trzeba było sobie jakoś radzić. A droga do The Statue of Liberty in Tokyo wygląda tak: metrem docieramy do stacji Toyosu [Y22] i przesiadamy się na linię Yorikamome (http://www.yurikamome.co.jp/en/) [stacja U16]. Statua Wolności znajduje się na stacji Daiba [U07]. Nigdy nie byliśmy w NY, ale ta jest chyba trochę mniejsza.

Spacerując po okolicy dotarliśmy do Water bus station Odaiba. A ponieważ za kilkanaście minut odpływał wodny bus do stacji Asakusa, więc się zaokrętowaliśmy i po ok. 50 minutach rejsu zeszliśmy na ląd w okolicach stacji Asakusa. Tak więc zatoczyliśmy koło.

W drodze do Shinjuku, na sushi w rolling barze, zahaczyliśmy jeszcze o słynną Ginzę. Domy towarowe najbardziej znanych marek zawsze robią wrażenie, ale nas z tamtych okolic przegonił lekki deszcz. Prawdopodobnie ostatnie japońskie sushi i lądujemy w hotelu. Trzeba przygotować się do jutrzejszej wizyty u Cesarza.

INFORMACJE CENOWE:

  • bilet Tokyo Tower I poziom - 820YEN,
  • bilet Tokyo Tower II poziom - dodatkowo 600YEN,
  • transfer do Statuy Wolności - 310YEN,
  • bus wodny z Odaiba do Asakusa - 1520YEN,
  • sushi w rolling barze - 105YEN i 210YEN,
  • bilet na lotnisko - Keisei Skyliner - 2400YEN.

dzień 0 || dzień 1 || dzień 2 || dzień 3 || dzień 4 || dzień 5 || dzień 6 || dzień 7 || dzień 8 || dzień 9

Czytaj więcej