Ciężko się zabrać do odtwarzania podróży jakiś czas po powrocie. Zawsze obiecuję sobie sporządzać relacje na bieżąco i zawsze... nic z tego nie wychodzi. Całe szczęście przed wyjazdem kupiłem rejestrator GPS i dzięki temu mogę dzisiaj odtworzyć gdzie się przemieszczaliśmy.
W nocy przytrafiła mi się niezbyt przyjemna niespodzianka. Chcąc naładować baterię do Nikona, udało mi się spalić ładowarkę. Jak? Któż to wie. Szybkie sprawdzenie cen na polskim portalu aukyjnym wskazało cene 290 zł. Dużo!!!
Tak więc pierwszą część dnia spędziliśmy na szukaniu sklepu z elektroniką i zapoznawaniu się z okolicą 🙂 Ponieważ mieszkaliśmy w samym środku KL, to wszędzie mieliśmy blisko. Ruszyliśmy więc w kierunku Chinatown. Ponieważ było wczesne przedpołudnie to i w Chinatown nie było nic ciekawego do kupienia, a i tym bardziej do zobaczenia. Na szczęście udało się znaleźć sklepz dużym ("dumnym") napisem Nikon i będąc lżejszym o 90 MYR stałem się szczęśliwym posiadaczem zamiennika. Najważniejsze, że ładuje 🙂
Łażąc po oklicach Chinatown doszliśmy do wniosku, że przydałaby się jakaś mapa. Jedyną, w którą byliśmy wyposażeni to mapka przedstawiająca trasę autobusu HopOn-HopOff. Jak zapewne się domyślacie nie była ona zbyt dokładna, więc postanowiliśmy poszukać sobie innej. Gdzie? Pierwszy posmysł -stacja KL Sentral. Jak do niej trafić? Monorailem lub metrem. My oczywiście wybraliśmy wersję pieszą. Posiłkując się tym co mamy ( mapka HO-HO) usiłowaliśmy trafić do KL Sentral. Oczywiście poszliśmy dokładnie w odwrotnym kierunku. Łażąc ze 2 godziny poddaliśmy się i na pierwszej stacji metra szybko wskoczyliśmy do klimatyzowanego wagoniku. Ale co zobaczyliśmy, to nasze 🙂
Tak nas to szukanie mapy zmęczyło, że odezwał się jetlag więc szybciutko doczłapaliśmy się do hotelu. Planowana krótka drzemka przerodziła się w 3 godzinny, twardy sen.
Wychodząc na wieczorny spacer oczywiście zapomniałem mojej "zabaweczki" i ślad nie został zarejstrowany 🙁 Nie mniej wieczorne zdjęcia z okolic Petronas Twin Towers wyszły i dowód na to, że byliśmy w KL jest 🙂 -> Zobacz galerię
Dzień zakończyliśmy w chińskiej knajpie, gdzie Mrs B. mogła pieścić swoje podniebienie ulubionymi sajgonkami.
Czytaj więcej